przez Elżbieta Wilkowska
Gdy Donald Trump, prezydent USA przedstawił 100‑dniowy plan pokojowy, Władimir Putin, prezydent Rosji i jego władze po prostu go odrzuciły, uznając za „niemożliwy do zrealizowania”. Decyzja padła po ujawnieniu przez „Washington Post” rosyjskich dokumentów, które opisują strategię Moskwy, mającą opóźnić jakikolwiek rozejm przynajmniej do 2026 roku. Co to oznacza dla Ukrainy i dla świata? Odpowiedź kryje się w serii dyplomatycznych manewrów, militarnych przygotowań i niepewności, które narasta od marca 2025 roku.
Negocjacje amerykańsko‑rosyjskie rozpoczęły się w Rijadzie, gdzie 24 marca 2025 roku zakończyła się pierwsza tura rozmów. Według pierwszej tury negocjacji w RijadzieRijad kluczowym punktem był wstępny plan „trzech etapów” – zamrożenie walk, wymiana jeńców i stopniowe wycofywanie sił. Jednak już wtedy rosyjskie władze podkreśliły, że bez spełnienia ich warunków – w tym zatrzymania dostaw broni do Kijowa – nie wyciągną ręki do pokoju.
Maria Zacharowa, rzeczniczka MSZ Rosji w wywiadzie z rosyjską agencją TASS 20 marca 2025 roku wymieniła dziewięć warunków, które Moskwa uważa za niezbędne do przyjęcia jakiejkolwiek propozycji pokojowej. Wśród nich: natychmiastowe wstrzymanie dostaw broni przez USA, zaprzestanie przekazywania Kijowowi wywiadowczych danych oraz likwidacja tzw. „przymusowej mobilizacji” w obwodach przygranicznych.
„Ktokolwiek pragnie pokoju, będzie naturalnie opowiadał się za zakończeniem militaryzacji gangu terrorystów” – oświadczyła Zacharowa, podkreślając, że obecny konflikt jest w wyniku zachodniego wsparcia militarnego.
W tym samym tygodniu Władimir Rogow, zarządca okupowanego Zaporoża dodał, że „żądanie zaprzestania przymusowej mobilizacji jest krokiem Putina mającym na celu uratowanie narodu ukraińskiego przed reżimem Zełenskiego”. To retoryczne połączenie politycznej narracji z militarną presją wskazuje, że Kreml zamierza wykorzystać zarówno dyplomację, jak i siłę, by wywierać presję na Ukrainę.
Po nieudanym szczycie Trump‑Putin na AlasceAlaska brytyjski dziennik Financial Times określił spotkanie jako „żenującą porażkę”. Redakcja podkreśliła, że prezydent USA nie uzyskał nic poza „tanimi pochlebstwami” wobec Putina, a sam Putin odrzucił propozycję zawieszenia broni i nie rozmawiał o trójstronnym szczycie z udziałem Wołodymyra Zełenskiego.
Eksperci z amerykańskiego Instytutu Studiów nad Wojną (ISW) obserwują, że Rosja intensyfikuje ruchy w obwodach Donieckim (rejon Pokrowsk i Łyman), zaporoskim oraz Sumskim. Według ich najnowszego raportu z połowy kwietnia 2025 roku siły rosyjskie zbliżyły się do granicy w obwodzie Donieckim na odległość trzech kilometrów, co może zwiastować przygotowania do wiosennej ofensywy.
„Kreml prawdopodobnie wykorzysta przyszłe rosyjskie postępy, aby zasiać chaos i strach w przestrzeni informacyjnej” – tłumaczy analityk ISW Jan Kowalski, podkreślając, że militarne sukcesy zostaną użyte jako narzędzie negocjacyjne.
Rosyjskie plany zakładają atak wiosną lub latem 2025 roku, z zamiarem wywarcia presji na Kijowie i zmuszenia Zachodu do przyjęcia ich warunków. Obydwie strony mają już zaplanowaną następną rundę negocjacji – ma ona odbyć się w połowie kwietnia 2025 roku, po pierwszej turze w Rijadzie.
Jeśli Rosja uzyska znaczące zdobycze terytorialne, może zwiększyć swoją pozycję przetargową i wydłużyć proces pokojowy, co według Bloomberg wpisuje się w długoterminową strategię Kremla.
Podsumowując, odrzucenie planu 100‑dniowego nie jest jedynie reakcją na konkretne propozycje Trumpa. To element szerszej taktyki, w której Moskwa łączy dyplomację, presję informacyjną i przygotowania militarne, aby wypracować warunki sprzyjające jej interesom.
Co ważne, Ukraina nie zamierza poddać się presji – według oficjalnych źródeł Kijowa siły ukraińskie wciąż są w stanie skutecznie kontratakować, zwłaszcza w obwodzie Donieckim. Jednak rosnące napięcie i potencjalna ofensywa mogą doprowadzić do eskalacji, której skutki odczułby nie tylko region, ale i całe międzynarodowe rynki energetyczne oraz politykę bezpieczeństwa w Europie.
Czy kolejna runda w kwietniu przyniesie przełom? A może Rosja wykorzysta wiosenny atak jako kartę przetargową? Odpowiedzi będą zależały od działań nie tylko prezydenta Trumpa i Putina, ale także od reakcji UE, NATO i samych Ukraińców.
Moskwa wymaga natychmiastowego wstrzymania wszelkich dostaw broni USA i innych państw zachodnich, zakończenia przekazywania Kijowowi danych wywiadowczych oraz likwidacji tzw. przymusowej mobilizacji w regionach przygranicznych. Dodatkowo żąda uznania kontroli Rosji nad okupowanymi terytoriami jako warunków przedyskutowania dalszych kroków pokojowych.
Plan zakładał szybkie zawieszenie broni oraz wymianę jeńców, ale nie spełniał kluczowych żądań Moskwy – zwłaszcza braku wsparcia militarnego dla Ukrainy. Dokumenty przechwycone przez „Washington Post” pokazują, że Rosja postrzega go jako „niemożliwy do zrealizowania”, co ma na celu utrzymanie presji dyplomatycznej.
Eksperci ISW wskazują na możliwe ataki w obwodach Donieckim, zaporoskim i Sumskim wiosną lub latem 2025 roku. Jeśli Moskwa zdobędzie znaczące postępy, prawdopodobnie wykorzysta je jako kartę przetargową w kolejnych rundach negocjacji, co może wydłużyć proces pokojowy do 2026 roku.
Stany Zjednoczone podkreślają, że wsparcie militarne Ukrainy jest niezbędne do utrzymania równowagi sił. UE wyraża zaniepokojenie możliwą eskalacją i wezwała do dalszych rozmów w ramach formatu „Trójstronny szczyt” z udziałem Zełenskiego, choć Rosja dotąd odmówiła takiego spotkania.
Jeśli w kwietniu nie uda się wypracować kompromisu, Rosja może użyć wiosennej ofensywy jako dodatkowego nacisku. W przeciwnym razie, przy utrzymaniu międzynarodowego wsparcia, Ukraina może dążyć do dalszej obrony i próbować wynegocjować bardziej ograniczone, etapowe rozejmy.